środa, 13 maja 2015

1 Rozdział cz.6

Ala i Wika zajęły się malowaniem ścian, podczas gdy ja rysowałam i powtarzałam notatki. Od czasu do czasu przyszłam do nich, żeby zobaczyć jak im idzie i zrobić im herbatę. Nie chciałam myśleć o babci. Nie mogłam. Przytłaczało mnie to, więc wolałam zamknąć to wszystko w sobie. -Zrobisz zakupy i obiad?- spytała Wika.-Za chwilę przyjdzie Zuzia i Paula. Pomogą ci. -Dobrze- Odparłam. Przynajmniej jakoś zalepię ten pusty czas. Tak jak mówiła Wika, po dosłownie trzydziestu sekundach usłyszałam dzwonek do drzwi. W nich pojawiły się dwie dziewczyny. Poznałam je już wczoraj razem z Alą i Wiką. Nie była to miła sytuacja. Paulina, dziewczyna w kitce, ubrana na sportowo uśmiechnęła się do mnie promiennie i podbiegła. -Chciałyśmy cię BARDZO przeprosić za wczoraj.- jej twarz przybrała wyraz współczucia i po prostu nie mogłam powiedzieć: -Nie ma sprawy. Zuzia nadal stała w drzwiach, ale już teraz była uśmiechnięta. Poprawiła swoje okulary i wyszła. Paulina poczekała na mnie, aż ubiorę botki i pojechałyśmy czarnym Cabrioletem w stronę galerii handlowej. -Jak możesz mówić o nim, jak o debilu, który nie domyśli się niczego-Wybuchła okularnica. -To mój chłopak. Znam go lepiej od ciebie. -Łączy was tylko przyjemność. Ja znam go już szesnaście lat. Byłam z nim zawsze, gdy tego potrzebował. Jest mądry i domyśli się, że nie jest jedynym twoim chłopakiem. Za jakiś czas się dowie. -Nie mów mu. Nie wiem co to miało znaczyć i dlaczego miały mnie gdzieś. Udawałam, że ich nie słucham i patrzyłam w okno. Żal mi było chłopaka Pauliny. Nagle przestały mi się te dziewczyny podobać. Paulina była miła i urocza, ale jej zachowanie przerażało mnie. Za to, Zuzia była mądra, ale nie na tyle, by powiedzieć prawdę chłopakowi tej wysportowanej dziewczyny za kółkiem. Z resztą, na siłę nie będę szukać sobie przyjaciół, nie? Tak, to prawda, nie mam ich. Wszyscy się śmieją z innych "a co ty, przyjaciół nie masz?!" Tak, nie mam. Nie potrafię nikomu zaufać i w sumie, wszyscy mają mnie gdzieś. Wysiadłyśmy i poszłyśmy w stronę spożywczaka. -Najpierw bierzemy wszystkie podstawowe składniki. - zainstruowała Zuzia. Dziewczyny jak szalone pakowały do wózka jogurty, sałatki, mrożonki i parówki. Nawet nie podejrzewałabym, że niedawno się kłóciły. Zerwałam worek z dystrybutora i wpakowałam do niego świeże pomarańcze i zielone jabuszka. Potem odłożyłam to wszystko do wózka i popędziłyśmy w kierunku chipsów, alkoholu i napojów. Kiedy dziewczyny kłóciły się po raz kolejny, ale tym razem o to, które piwo jest lepsze, poszłam po popcorn. -Hej. - powiedział ktoś za moimi plecami. Odwróciłam się. -Hej...-odpowiedziałam niepewnie. -Dzisiaj robimy skromną imprezę. Przyjdziecie? -Spytał chłopak zza ramienia Krystiana i puścił oczko Pauli i Zuzie. Te przestały się kłócić i zapewniły, że pójdą. Nie byłam pewna, czy pójdę, ale Paulina powiedziała, że tak. Nie miałam za dużo do mówienia w tej kwestii. Wzięłam od Pauli puszkę z napisem "Lech" i pomachałam nim przed oczami Zuzi. -To jest o wiele lepsze od tego twojego piwa - Był to dość śmiały jak na mnie gest... Włożyłam piwo do wózka i podjechałam do kasy. Paulina i Zuzia pomogły mi wykładać zakupy na ladę, a potem chować. Pojechaliśmy do akademika. Pomijając fakt, że wątpię, by Paulina zdała prawo jazdy. Nie zatrzymała się na żadnym czerwonym świetle i omal nie przejechała staruszka w różowym wdzianku. W ogóle, skąd on się urwał? Przeżyłyśmy. -Wika, nie rób sobie szans. Powinnaś sobie z nią dać spokój.- usłyszałam głos Ali. - Tośka, chodź tu. Jest robota dla Ciebie. -Zaraz.- zawołałam i postawiłam worki z zakupami w kuchni. - umiesz malować? Widziałam Twoje rysunki w walizce. Są cudowne- podnieciła się Ala. -Dziękuję...- jęknęłam.- Tak, umiem. - Myślałyśmy o jakimś fajnym motywie. Ten fiolet jest zbyt pusty. -Hmm... Co myślicie o dziewczynie?- Spytałam. Była to pierwsza myśl, która mi się nasunęła. -Świetny pomysł. Możesz na tej ścianie?- Wika pokazała mi jedyną białą ścianę w tym pokoju. Była na przeciwko drzwi. -Idealnie- odparłam. -Zrobimy obiad- powiedziała Ala i poszła z Wiką do kuchni. Zajęłam się szkicem. Po prostu czas płynął, gdy rysowałam i słuchałam Marsów. Zjadłam obiad, zrobiony przez "moje nowe przyjaciółki" i "moje stylistki na dzisiejszą imprezę". Potem wróciłam do portretu na ścianie. Wzięłam swoje farby i po prostu mieszałam je według uznania. Wyszła abstrakcja w kolorach fioletu, czerwieniu i różu. Byłam cała w farbach, więc poszłam po nowe ubrania i wzięłam prysznic. Ubrałam swoją śnieżno-białą sukienkę i poszłam do Pauli i Zuzki. -Malowanie!- Krzyknęła Paulina i wyjęła swoją kosmetyczkę. Po trzydziestu minutach wyglądałam pięknie. Poszłam do Wiki i powiedziałam im, że mają się zbierać, bo nie zostawię ich w mieszkaniu. * * * Zamknęłam drzwi i poszłyśmy do męskiego akademika. Nie odzywałam się do nich. Z resztą nikt się nie odzywał. Po prostu szłyśmy. Na imprezę przyszło dużo osób, a ja chciałam się gdzieś schować. Tym sposobem wylądowałam przy barku z przystojnym nieznajomym. Był bardziej męski niż uroczy, co nie do końca mi odpowiadało. Ale przyjemnie się z nim rozmawiało. Był w trzeciej klasie liceum, więc za pół roku miał opuścić tą szkołę. W pewnym momencie, gdy już większość ludzi się rozkręciła, spytał czy mam chłopaka. Gdyby mnie wszystko wtedy nie śmieszyło i nie byłabym po paru drinkach, pewnie bym powiedziała, że mam. -Nie mam-powiedziałam mu do ucha. Nie spodziewałam się tego, jak na to zareaguje. Chwycił mnie za plecy i przyciągnął do siebie. Byliśmy zbyt blisko. Pomału musnął moją górną wargę. -Już masz.- wyszeptał mi do ucha. Byłam zbyt pijana by coś poczuć, a tym bardziej zareagować. Potem piliśmy, gadaliśmy i piliśmy. Nie pamiętam nawet o czym rozmawialiśmy. Obudziłam się w pokoju Krystiana. Leżałam koło niego. Stąd wiedziałam, że to jego pokój. Głowa mnie bolała na tyle mocno, bym nie mogła się ruszać, tylko jęczeć z bólu. -Hej.. musisz iść do domu- powiedział i nachylił się nade mną. Jakimś cudem znalazłam się na jego plecach. Ręce miałam splecione przy jego szyi, a nogi kiwały się w przód i w tył. Wkradł się do mojego mieszkania i odstawił mnie na łóżku. Potem wyszedł, pozostawiając mnie samą. Nie uniknęłam silnego bólu głowy, przez którego przeleżałam cały dzień. Nie wymiotowałam, więc nie było tak źle. Dziś była niedziela. Odpoczęłam przed szkołą przynajmniej. Następnego dnia poszłam do szkoły. Nie rozstawałam się ze słuchawkami. Chciałam pobyć sama. Gdy siedziałam na podłodze w kącie, zauważyłam, że ktoś przystanął obok mnie. Ściągnęłam słuchawki z uszu i spojrzałam na chłopaka. Blondyn uśmiechał się uroczo i pewnie usiadł przy mnie. -Co tu tak sama siedzisz. Przyjaciół nie masz - spytał żartobliwie. Ale to była prawda. Tak, nie mam przyjaciół. Tak, nie mam rodziny. I tak, jestem nikim. -Nie jestem sama. Przyszłeś - zauważyłam. Nawet jeśli mnie nie znał i jeśli miałby mnie gdzieś, i tak powiem że jest dobrze. Zawsze udaję że jest wszystko okey. Przecież wszyscy mają problemy... Mają? Mają takie jak ja? Wszyscy?! -Przyniosłem Ci coś - powiedział chłopak i zza pleców wyciągnął bento. Bento to tradycyjne japońskie śniadanie. Kiedyś lubiłam Japonię, więc nauczyłam się podstawowych zwrotów. Bento było opakowane w ładne przezroczyste pudełko w kształcie pandy. -Usłyszałem od Wiki, że nic nie jadłaś ostatnio. -Jak to nie?!- Wiedziałam, że to prawda. Ale gdy ktoś choruje, nie je przez ponad trzy dni i potrafi przeżyć. Teraz było tak samo. -No to proszę. - powiedział i podsunął mi bento przed nos. -Lubisz Azję?- spytałam, biorąc pierwszy kęs i przeżuwając z trudem. Nie dlatego, że coś było nie tak z tym jedzeniem, tylko raczej z powodu długiej przerwy w jedzeniu. -Heh... Wyśmiejesz mnie? -Nie, Chingu* - powiedziałam niespodziewanie. Chłopak uśmiechnął się widocznie podniecony. - Mogę być twoim przyjacielem? *Chingu - (korean) Przyjaciel ....................................................................................................................................................... Naprawdę przepraszam za tą przerwę. No tak, kogo ja przepraszam? Mam jednak nadzieję, że ktoś to czyta. Mam nadzieję, że przeczytają to moje dwie przyjaciółki. Przyjaciółki? Dla oby dwóch jestem "Nikim", niezależnie od wszystkiego. Przyjaciel? Przyjaciółka? Nie posiadam. Mam tylko znajomych. Pełno znajomych. Nikogo nie obchodzę. Pytanie tylko czemu? Co źle zrobiłam? "Przyjaciół" odnalazłam w Koreańskich idolach i książkach, które tworzę. Niedługo skończę książkę o Karinie. Nie przeczyta jej osoba, dla której ją pisałam. Nie przeczyta jej też Carmen, bo jak jedna z wielu, jest jaka jest. Teraz oczerniam ją. Sory... No ale, piszę, staram się i nikt tego nie czyta. To jest podłe. Zamiast uczyć się, piszę. Zamiast biegać, piszę. A teraz pytanie, kto to czyta? 0 obs / 2 wyżebrane na grupie kom Więc po co się starać i pisać dalej? Tylko dlatego piszę, bo chcę, by trafiło to do wspomnianych wyżej osób. Odzwierciedlenie Wiki śmieje się i rozmawia z innymi na przerwach. Dobre aktorstwo? Chciałabym, byś po raz kolejny powiedziała mi, jak spędziłaś dzień, byś wysłała mi setki swoich zdjęć i byś mnie rozbrajała za każdym razem, gdy będę z Tobą gadać. Trzymasz się? Chciałabym, byś nie martwiła się już niczym... Ale co może "Nikt" bo jak zlewałaś mnie, tak będziesz zlewać. Czyli w sumie, pozostaję nikim do końca. Druga osoba jest odzwierciedleniem Krystiana... No, tak wyszło. Naprawdę martwię się o operację. Naprawdę tęsknię. Naprawdę chcę z Tobą pogadać. Ale to było takie szczere... "Jesteś nikim dla mnie" Pewnie to głupie. Trzy słowa a cholernie bolą. Na jakieś 50% przeczyta to ta druga osoba. Ta pierwsza pewnie w ogóle. Dlatego to tu piszę, bo nigdzie indziej nie napiszę. Na blogu dalej będę udawać, że wszystko jest okey. To chwilowe. Minie jak wszystko. Może za rok skończę opowiadanie. Przeczyta to więcej osób. Ale kto by na to trafił, pośród tysiąca innych pisarzy?
PS: Ile osób pomyślało, że ten gościu ma depresję?

środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 1 cz5 i 2/2

Zajęłam się szkicem. Po prostu czas płynął, gdy rysowałam i słuchałam Marsów. Zjadłam obiad, zrobiony przez "moje nowe przyjaciółki" i "moje stylistki na dzisiejszą imprezę". Potem wróciłam do portretu na ścianie. Wzięłam swoje farby i po prostu je mieszałam według uznania. Wyszła abstrakcja w kolorach fioletu, czerwieniu i różu. Byłam cała w farbach, więc poszłam po nowe ubrania i wzięłam prysznic. Ubrałam swoją śnieżno-białą sukienkę i poszłam do Pauli i Zuzki.
-Malowanie!- Krzyknęła Paulina i wyjęła swoją kosmetyczkę. Po trzydziestu minutach wyglądałam pięknie. Poszłam do Wiki i powiedziałam im, że mają się zbierać, bo nie zostawię ich w mieszkaniu.
...
Nie, nie mogę. Nie napiszę więcej. Przepraszam. 
Testy wyszły dobrze. Na polskim miałam napisać opowiadanie. Było dobrze. 
Jestem teraz w parku. Spotkałam po drodze znajomego. Spytał się, gdzie idę. Nie wiedziałam. Miałam rysować. Nie miałam na czym. Wściekłam się, że mama zabrała mi kartkę A2, na której chciałam narysować Hyunę. 
W zasadzie jestem zła na wszystko i wszystkich. Nie odzywam się do "ojca" przez jakiś miesiąc. Co by nie było, i tak nazwie mnie idiotką, więc nie warto z nim wchodzić w dyskusję. 
Osoby mi bliskie, po prostu odeszły. Mają mnie gdzieś, więc ja również tak będę robić. 
Smuci mnie to, że staram się dla innych, a oni to tak po prostu zlewają. 
Napisałam mega scenkę Suzy i Kariny, a usłyszałam tylko "nie, bo zgubię" 
Staram się, żeby napisać tu na blogu, świetne opowiadanie. A w zamian? 4 wyświetlenia. Pewnie z tych 4 osób, nikt nie przeczytał...
Teraz siedzę w parku jak już napisałam. Chce mi się płakać. W zasadzie już mi poleciało parę kropelek po poliku. Nie chcę płakać, bo a) rozmarzę się b) obok jest babcia z wnuczką.
Co do wnuczki, to mała ośmiolatka. Cały czas biega i mówi jakie rekordy pobiła. Babcia przytakuje i uśmiecha się do niej. 
Chciałabym chociaż mieć iluzję, że kogoś w ogóle obchodzę i że moja praca nie idzie na marne.

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 1 cz. 5 i 1/2

Ala i Wika zajęły się malowaniem ścian, podczas gdy ja rysowałam i powtarzałam notatki. Od czasu do czasu przyszłam do nich, żeby zobaczyć jak im idzie i zrobić im herbatę. Nie chciałam myśleć o babci. Nie mogłam. Przytłaczało mnie to, więc wolałam zamknąć to wszystko w sobie. 
-Zrobisz zakupy i obiad?- spytała Wika.-Za chwilę przyjdzie Zuzia i Paula. Pomogą ci. 
-Dobrze- Odparłam. Przynajmniej jakoś zalepię ten pusty czas. Tak jak mówiła Wika, po dosłownie trzydziestu sekundach usłyszałam dzwonek do drzwi. W nich pojawiły się dwie dziewczyna. Poznałam je już wczoraj razem z Alą i Wiką. Nie była to miła sytuacja. Paulina, dziewczyna w kitce, ubrana na sportowo uśmiechnęła się do mnie promiennie i podbiegła. 
-Chciałyśmy cię BARDZO przeprosić za wczoraj.- jej twarz przybrała wyraz współczucia i po prostu nie mogłam powiedzieć: 
-Nie ma sprawy. Zuzia nadal stała w drzwiach, ale już teraz była uśmiechnięta. Poprawiła swoje okulary i wyszła. Paulina poczekała na mnie, aż ubiorę botki i pojechałyśmy czarnym Cabrietem w stronę galerii handlowej. Wysiadłyśmy i poszłyśmy w stronę spożywczaka. 
-Najpierw bierzemy wszystkie podstawowe składniki. - zainstruowała Zuzia. Dziewczyny jak szalone pakowały do wózka jogurty, sałatki, mrożonki i parówki. Zerwałam worek i wpakowałam do niego świerze pomarańcze i zielone jabuszka. Potem udłożyłam to wszystko do wózka i popędziłyśmy w kierunku chipsów, alkocholu i napojów. Kiedy dziewczyny kłuciły się, które piwo jest lepsze, poszłam po popcorn. 
-Hej. - powiedział ktoś za moimi plecami. Odwróciłam się. 
-Hej...-odpowiedziałam niepewnie.
-Dzisiaj robimy skromną imprezę. Przyjdziecie? -Spytał chłopak zza ramienia Krystiana i puścił oczko Pauli i Zuzie. Te przestały się kłucić i zapewniły, że pójdą. Nie byłam pewna, czy pójdę, ale Paulina powiedziała, że tak. Nie miałam za dużo do mówienia w tej kwestii. Wzięłam od Pauli puszkę z napisem "Lech" i pomachałam nim przed oczami Zuzi.
-To jest o wiele lepsze od tego twojego piwa - Był to dość śmiały jak na mnie gest... 
     Włożyłam piwo do wózka i podjechałam do kasy. Paulina i Zuzia pomogły mi wykładać zakupy na ladę, a potem chować. Pojechaliśmy do akademika. Pomijając fakt, że wątpię, by Paulina zdała prawo jazdy. Nie zatrzymała się na rzadnym czerwonym świetle i omal nie przejechała staruszka w różowym wdzianku. W ogóle, skąd on się urwał? Przeżyłyśmy. 
-Wika, nie rób sobie szans. Powinnaś sobie z nią dać spokój.- usłyszałam głos Ali. - Tośka, chodź tu. Jest robota dla Ciebie. 
-Zaraz.- zawołałam i postawiłam worki z zakupami w kuchni. 
- umiesz malować? Widziałam Twoje rysunki w walizce. Są cudowne- podnieciła się Ala.
-Dziękuję...- jęknęłam.- Tak, umiem. A co?
- Myślałyśmy o jakimś fajnym motywie. Ten fiolet jest zbyt pusty.
-Hmm... Co myślicie o dziewczynie?- Spytałam. Była to pierwsza myśl, która mi się nasunęła.
-Świetny pomysł. Możesz na tej ścianie?- Wika pokazała mi jedyną białą ścianę w tym pokoju. Była na przeciwko drzwi. 
-Idealnie- odparłam. 
-Zrobimy obiad- powiedziała Ala i poszła z Wiką do kuchni. 
....
Przepraszam, że tak mało. We ten wtorek będzie dodatkową notka. 
Martwi mnie trochę to, że jest was tak mało, co oznacza, że muszę się bardziej starać :) 
Fighting! 

piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 1 cz.4

     Obudził mnie dzwonek komórki. 
-Wyłącz to!- Krzyczała moja współlokatorka. Sięgnęłam moją komórkę i zawahałam się. Jakiś nieznany numer dzwonił do mnie... Odebrałam. 
-Przykro nam, ale musimy powiadomić panią o...- Nie słyszałam dalszych słów mężczyzny. "BABCIA NIE ŻYJE" te słowa obiły się tysiąc razy o moje uszy. Obijały i nie dotarły do nich. Wszystko było takie głuche i ciemnie. 
     Jak to? Ona? Kobieta energiczna i szalona? Ta która była odważniejsza i ciekawsza ode mnie? Moja babcia? Jedyna osoba z którą spędziłam szesnaście lat życia? Osoba, która co wieczór robiła mi trzydzieści warkoczyków wiązanych na gumki recepturki. Mówiła, że dzięki temu będę miała śliczne włosy. Babcia, która pomagała mi zawsze w pieczeniu ciasta i zawsze, nawet gdy wyszedł zakalec, mówiła, że to najwspanialsze ciasto na świecie. 
     To ona mnie zainspirowała. To dzięki niej teraz rysuję. Wydawała wszystkie oszczędności na moje farby, pędzle i kredki. Codziennie mówiła że mnie kocha. Nigdy jej nie odpowiedziałam. Wierzyłam, że po jakimś czasie wszystkiego się wyprze, tak jak tata. Nigdy na mnie nie krzyczała, nigdy mnie nie uderzyła. Zawsze mnie kochała. Ja mimo wszystko nie potrafiłam. Jak mogłam być taka głupia. Robiła dla mnie wszystko, ale cały czas bałam się, że postąpi jak ojciec. Babciu! Kocham cię! Słyszysz?! Kocham cię... Przepraszam, że już tego nie usłyszysz... 
-Idź spać!- Krzyknęła moja współlokatorka. Nie było jej na łóżku. Była w salonie. Nie mogłam przestać płakać. Mój szloch zaczął być coraz głośniejszy, mimo że zasłaniałam usta i nos dłońmi. Chciałam krzyczeć. Chciałam się wykrzyczeć!!! Moje dłonie powędrowały na czubek głowy. Chwyciłam za nie i pociągnęłam z całej siły. Dusiłam się. Zwinęłam się w kłębek, cały czas rwąc swoje włosy. Serce szybciej mi biło. Moje ciało zaczęło drgać, a twarz drętwieć. Poczułam chłód na nosie i polikach. Moja babcia... Nagle jakaś ciepła ręka dotknęła mojego ramienia. Nic nie mówiłam, nie zmieniłam pozycji. Nie mogłam. 
-Już dobrze, Mała... Cii...- usłyszałam łagodny głos mojej współlokatorki. Była tu. Ktoś ze mną był. Powoli rozluźniłam ręce i dotknęłam nimi zdrętwiałe poliki. Miałam za bardzo rozmyty obraz, by ją zobaczyć. Zaczęłam znowu łkać, a z moich oczu popłynęły łzy. Dziewczyna powoli podniosła mnie za ramiona i usiadła, pozwalając, by moja głowa leżała na jej kolanach. Zaczęła głaskać mnie jak kota. 
-Comon look in to the expense and bring..- zaczęła śpiewać piosenkę Fismoll'a. Byłam jej wdzięczna. Moje mięśnie zaczęły się pomału rozkurczać. -Uuuu... And I hope so where you..
Przestałam się trząść. Spojrzałam jej w oczy. Ona też...płakała? Pomału wstałam i usiadłam na łóżku. Kciukiem przetarłam jej ciepłe łzy. 
-Ty też nie płacz...- powiedziałam cicho. Chciałam jej podziękować, przytulić... Nie potrafiłam. Odpowiedziała mi uśmiechem i wyszła z sypialni. Nie poszłam za nią. Spojrzałam na komórkę. Na jej wyświetlaczu ukazał się zegar. Wskazywał na siódmą. Za godzinę były zajęcia. Zawsze byłam w szkole. Dzisiaj też będę mimo wszystko. Poradzę sobie. 
     Ubrałam się i umalowałam. Z półeczki przy moim łóżku wzięłam gumę do żucia. Nie miałam ochoty, by cokolwiek zjeść, ani wypić. Wzięłam torbę z książkami i wyszłam. Cudem dostałam się na swoje pierwsze zajęcia. Były one męczące jak i reszta. Przez cały ten czas rozbierali mnie wzrokiem nieznajomi mężczyźni. Czy naprawdę tylko na to zasługiwałam? Szybko pobiegłam do akademika. Nikogo tam nie było. Poszłam do sypialni i sięgnęłam walizki. Włożyłam swetry i spodnie do szafy, koło ubrań współlokatorki. Spódniczki i suknie zawiesiłam na wieszaku obok jej bluz. Bieliznę wrzuciłam do pudełka przeznaczonego na nie. Zamknęłam szafę i poszłam do łazienki. Była czarno-biała. Na zlewie położyłam kosmetyczkę i umyłam ręce. Poszłam znowu do sypialni i wygrzebałam z dna walizki, blok rysunkowy i przybory plastyczne. Rzuciłam je na moje biurko i ułożyłam. Portrety zostawiłam w walizce i zaniosłam do schowka znajdującego się obok sypialni. Usiadłam przy biurku. Kark i plecy bolały mnie niemiłosiernie. Oparłam się o krzesło i chwyciłam ołówek HB.     
     Chciałam się uspokoić. Jedynym rozwiązaniem było rysowanie. Zrobiłam szkic polany, wierzby i ławki. Drzwi od sypialni otworzyły się. Dziewczyna spojrzała na mnie przez ułamek sekundy i położyła się do łóżka. 
-Obudź mnie za dwadzieścia minut. Pojedziemy do budowlanego. Ucieszyłam się. A kto by tego nie zrobił? Po dwudziestu minutach wstałam z nad biurka i podeszłam do łóżka współlokatorki. 
-Hej! - Zawołałam. Nie mogłam jaj nazwać po imieniu. Nie znałam go...-Gosia! Wstawaj! 
-Nie jestem Gosia...- Mruknęła dziewczyna. 
- A jak masz na imie? 
     Dziewczyna zerwała się z łóżka i stanęła przy mnie podając dłoń. 
-Wika. Miło mi. 
     No tak... Jak myślicie, podam jej dłoń? Nie zrobiłam tego. Ale ona była dziewczyną. Chciałam ją przytulić i podziękować. 
-Tosia. Dziękuję za dzisiaj.-Powiedziałam i objęłam ją delikatnie. Wika nie odwzajemniła tego, więc szybko się od niej odsunęłam. 
-Jedziemy?- Spytał ktoś zza mojego ramienia. Była to ta sama blondynka, którą pomyliłam z Wiktorią. Uśmiechnęła się do mnie i złapała mnie i Wikę za rękę. Wyprowadziła nas z pokoju i zatrzasnęła drzwi. Na środku drogi zatrzymała się, a my omal w nią nie wpadłyśmy. 
-Ala. 
-Hmm...? Aaa... Jezu... Tosia.-przedstawiłam się. Było mi wszystko jedno do tego momentu. Dziewczyny zaśmiały się, a ja wraz z nimi. Pierwszy raz wybuchłam nieposkromionym śmiechem. 
- No więc Hmm A Jezu Tosia. Jaki chcesz mieć pokój? - spytała Alicja. 
-To chyba też zależy od Wiktorii...-Jęknęłam. 
-Ja chcę taki, by wyglądał czysto i przejrzyście. - Powiedziała Wiktoria. 
-Bo wystarczająco ciemno masz w mózgu?- Zaśmiała się blondynka, a wraz z nią, moja współlokatorka. 
-Mi wystarczy że będzie elegancki.-jęknęłam cicho. 
-Biała, beżowa, szara, miętowa, jasno-różowa, czy fiołkowa farba? 
-Mięta. 
-Jasny-róż.- Powiedziałyśmy w tym samym czasie. Chciałam się poprawić, że lepsza jest miętowa farba, ale... 
-Ooo... Jak fajnie! Zmieszamy kolory! - Krzyknęła widocznie uradowana blondynka. Chwyciła za dwa pojemniki firmy Magnat i odłożyła je do wózka. 
-Sypialnia załatwiona, przynajmniej na razie. Jaką chcecie kuchnię?
 -Nowoczesną...- Jęknęła Wika. 
-To może granatowy?- Spytałam niepewnie. 
-Ooo...- Wiktoria uśmiechnęła się do mnie i granatowy pojemnik z farbą znalazł się w wózku. 
-Łazienka. -Powinna być niebieska- jęknęłam. 
-Powinna- podkreśliła Wika.- ale co byś powiedziała na fioletowy? 
-Pasuje mi- uśmiechnęłam się do dziewczyny, która próbowała zdjąć z górnej półki pojemnik. Była ode mnie niższa, więc jej pomogłam. Stanęłam przy niej i chwyciłam za pojemnik. Wika zdrętwiała. Zdążyłam odłożyć kolejne pudło z farbą i odwrócić się do niej. Całkowicie sparaliżowana spojrzała na mnie i po chwili uśmiechnęła się. To było dosyć... dziwne.
...
Nie jestem pewna, czy jutro będzie post. 
Jeżeli już, to połowa. 
Nie mam jeszcze całości, a w tą środę mamy test gimnazjalny. (Ja i Carmen)
Powodzenia wszystkim, którzy piszą razem z nami :)
Dzisiaj zaczęłam się martwić jeszcze balem.
Jest dwóch chłopaków,od których chcę zostać zaproszona. 
Pewnie jak zwykle wyjdzie, że jakiś "muł" mnie zaprosi, nawet jeśli jednemu się podobam...

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 1 cz.3

Szkoła miała szare ściany. Po jej prawej stronie był damski akademik (biały), a po lewej, męski (czarny). Olałam kompletnie Krystiana, wzięłam swoje walizki i poszłam do białego budynku. W recepcji poprosiłam o kartę do pokoju i dałam blondynce za ladą, kartkę w której było wszystko co potrzebne, by się tu uczyć i mieszkać. Odnalazłam szybko windę i wsiadłam do niej. Na ściankach były poprzyczepiane kolorowe kartki i zastępującą treścią: "śniadanie 7:00 - 10:00 Obiado-kolacja 16:00 - 20:00" i "spa 6:00 - 22:00 Cisza nocna 6:00 - 22:00" Wyszłam z windy i ruszyłam w poszukiwaniu pokoju nr. 101. Drzwi były zamknięte. Otworzyłam je i wniosłam walizki do holu. Po prawej stronie znajdował się biało-czarna kuchnia, jadalnia i salon, a po lewej sypialnie z garderobą. Na przeciw mnie znajdowała się łazienka. Mieszkanie czekało na remont. Wszystko było w foliach i ciapkach białej farby. W sypialni leżały porozkładane na łóżku męskie ubrania. Fajny styl... Poszłam do kuchni z workiem instantów i zagotowałam wodę. Były tylko kubeczki jednorazowe. Żółty proszek niechlujnie opadł na ciepłej wodzie, tworząc grudę. Zamieszałam wszystko plastikową łyżeczką i poszłam znowu do sypialni. Ściany były oblepione tysiącem zdjęć półnagich kobiet. Wykrzywiłam usta i wzięłam łyk zupki. Zasyczałam. Oparzyłam się w język i niechcący upuściłam kubeczek. Gorąca zupka rozprysnęła się po podłodze. Sięgnęłam kubek i wyrzuciłam go do kosza na śmieci. Smacznego... Czemu muszę być aż tak niezdarna? Papierowym ręcznikiem starłam zupkę i wykrzywiłam usta. Ustaliłam, że rozpakuję się dopiero gdy przyjdzie moja współlokatorka. Położyłam się na sosnowym łóżku i próbowałam wyobrazić sobie tą dziewczynę. Pewnie będzie to plastikowa blondynka, która puszcza się z pierwszym lepszym. Usłyszałam odgłosy dochodzące za ścianą sypialni. Po chwili weszła wysoka, piękna blondynka. Miałam rację. Była skąpo ubrana. Zerwałam się z łóżka i wyciągnęłam dłoń do mojej współlokatorki. Blondynka zaczęła się śmiać. Ze mnie? Po chwili do sypialni weszły jeszcze trzy dziewczyny. Blondynka, o anielskich rysach twarzy miała zbyt dużo klasy, by ten pokój należał do niej. Zażenowałam się. Spod ramion blondynek zauważyłam chłopaka. Dziewczynę? Chłopaka? Od razu skreśliłam dwie brunetki z tymczasowej listy na moją współlokatorkę, jedna wyglądała jak kujon, a druga... Po prostu nie pasowała. 
-To ta nowa? Nie wierzę, że pomyliła mnie z tobą.- Ekstrawagancka blondynka zachichotała a mi zrobiło się głupio i spojrzałam na podłogę. Jak mogę być taka głupia. Najpierw robię, potem myślę. Chyba swój mózg już dawno zatopiłam w kiblu. Spojrzałam jeszcze raz na tego chłopaka zza ramion blondynek. Patrzył się na mnie ostrym i przenikliwym spojrzeniem. Poczułam ciarki na plecach i spóściłam wzrok na podłogę. 
-Żałosna...-mruknęła brunetka w kucyku. I uśmiechnęła się do mnie pogardliwie. Jak ja mogę? Nie chcę istnieć. Tak się upokorzyć... Idiotka! Nie było wyjścia z tego małego pokoju. Czułam, że ściany się ruszają i zaraz mnie przygniotą i spłaszczą. Ale co ja takiego zrobiłam? Tylko złej osobie podałam rękę...
 -O czym myślisz sieroto?!- zaśmiała się kujonka. To zdanie odbiło się w moich uszach tysiąc razy, kiedy głos przycichł, poczułam jak w kącikach oczu gromadzi mi się coś mokrego i mrugnęłam oczyma, by się nie rozpłakać. Po raz kolejny usłyszałam to, co zawsze mówił mi ojciec... Po polikach spłynęły mi łzy. Tak bardzo idiotyczne krople słonej wody. Chłopak nic nie mówiąc, założył na siebie bluzę leżącą na łóżku i po raz kolejny przeszklił mnie wzrokiem. Jego wyraźny i pewny siebie wzrok sprawił, że dostałam ciarek na plecach. Miał brązowe, ciemne oczy i delikatne rysy twarzy. Gdy wyszli, upadłam na ziemię, nie miałam na nic siły, więc położyłam się jeszcze raz do łóżka. Obudziło mnie zgrzytanie podłogi i szelest czyiś stóp. Chciało mi się pić, ale tak bardzo nie chciałam minąć się z współlokatorką, że tylko zapaliłam światło w sypialni. Ubrań nie było już na łóżku. Była tu. Widziała jak spałam. Odruchowo dotknęłam ręką swojego polika. Wooo.. nie śliniłam się w trakcie snu. Zapomniałam o współlokatorce i powędrowałam do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody i zobaczyłam zarys twarzy opierającej się ręką o blat stołu. 
-Zapal już światło, skoro wstałaś.-usłyszałam spokojny kobiecy głos. Na szczęście nie musiałam długo szukać włącznika światła. Znajdował się obok lodówki. Poczłapałam tam i nacisnęłam przycisk. Odwróciłam się, by ujrzeć jej twarz. Sparaliżowało mnie. Dziewczyna, czy chłopak? Upuściłam kubek.
 -Patrz co robisz..-jęknęła cicho. DZIEWCZYNA. Bez słowa podniosłam kubek i wytarłam plamę wody. Już miałam iść do sypialni, gdy nagle... 
-Nie chcesz się przywitać? 
-Niekoniecznie.- Odparłam i poszłam do pokoju. To co dziś przeżyłam, złamało wszelkie granice. Mieszkam z TRANWESTYTĄ?! Tego było za wiele. Wzięłam szybko prysznic i zanużyłam się w miękkiej pościeli.
 ................................................ 
Niedługo mamy testy gimnazjalne, więc trzymajcie kciuki. 
Z góry przepraszam za błędy. Jestem dyslektyczką. Mam nadzieję że podoba się wam ta opowieść. Potrzebujemy teraz wsparcia.

piątek, 10 kwietnia 2015

Bonus #1 - Wika

Dokładnie osiemdziesiąt dwie godziny i trzydzieści siedem minut temu Hanna wyszła z mojego pokoju trzaskając drzwiami. Jeszcze nigdy nie byłyśmy osobno tak długo. Dziewczyny stają na głowie, żeby jakoś poprawić mi nastrój, ale, no cóż, bezskutecznie. Nie jestem w stanie zapomnieć nawet na chwilę. Każda sekunda to kolejna, zupełnie nowa fala bólu. W życiu bym nie pomyślała, że można go odczuwać na tyle różnych sposobów.
To nie tak, że nigdy się nie kłóciłyśmy. Właściwie to nie było dnia bez jakiejś tam mniejszej lub większej sprzeczki. Ale nigdy t a k  b a r d z o. Boże, za każdym razem kiedy to wspominam, u m i e r a m. Nie potrafię sobie uświadomić, że to definitywny koniec. Raz na zawsze. 
Ratunku.
Dziewczyny naprawdę są fantastyczne. Przed chwilą wróciłyśmy z zakupów, a Ala już mówi coś o wieczornej imprezie, a ona przecież nienawidzi imprez. Robią wszystko, żebym choć na chwilę przestała myśleć o Hannie.
Cholera, to tak boli.
Robi się zimno, więc przed pójściem do klubu wstępujemy do mojego pokoju, żebym wzięła ze sobą bluzę. Ala, jak zwykle pewna siebie (Boże, jak ja jej tego zazdroszczę), z impetem wpada do pokoju. Zatrzymuje się tak nagle, że prawie rozbijam nos na jej plecach. Co jest?
Na środku pokoju stoi szczupła brunetka, wyciąga do Ali rękę. Czyżby kolejna laską, która chce wskoczyć mi do łóżka? Czy one nie mogą raz na zawsze zapamiętać, że z tym skończyłam?  Swoją drogą, zupełnie nie kojarzę tej dziewczyny. Ale może po prostu nigdy nie rzuciła mi się w oczy. Ostatnie kilka miesięcy byłam zajęta Hanną.
Hanna…
Rzucam dziewczynie spojrzenie mówiące, że nie ma tu czego szukać, chwytam bluzę i obracam się na pięcie, nawet na nią nie spoglądając. Nie mam siły użerać się teraz z natrętnymi idiotkami. Niech Ala to załatwi.
 Kiedy wychodzimy, moja przyjaciółka wybucha śmiechem.
-Nie wierzę, że pomyliła mnie z tobą! - mówi do mnie i wychodzi z pokoju.
***
Kiedy zapalam światło w pokoju, ledwo powstrzymuję okrzyk przerażenia. Ktoś tutaj jest. Ktoś tutaj, najnormalniej w świecie, ś p i. Co?!
Nie wiem czym mam raczej uciekać, dzwonić po policję, czy może rzucić się na gościa z patelnią. Ostatecznie postanawiam najpierw trochę rozeznać się w sytuacji i cicho podchodzę do intruza. A właściwie intruzki, bo okazuje się, że jest to dziewczyna. Intruzki? Jest w ogóle takie słowo?
Dziewczyna?  Zaraz…
O nie. 
Żadna intruzka. Nowa współlokatorka.
Cholera, przez tę całą aferę z Hanną zupełnie zapomniałam, że dziś miała się wprowadzić do mnie jakaś dziewczyna! A ja myślałam… Rany, ale głupio wyszło. Biedna dziewczyna…

Cicho podchodzę do jej łóżka i odgarniam jej włosy z twarzy. 
-Przepraszam- szepczę jej do ucha i gaszę światło.  

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 1 cz. 2

-Babciu, poradzę sobie. Nie musisz się martwić. Będę cię odwiedzać.
-Trzymaj się Tosia i ucz się pilnie.
    Przyjechał mój autobus. Usiadłam na samym tyle. Położyłam walizkę, założyłam słuchawki i spojrzałam w okno. 
"Save me, save me ohh.. save me again ..." Trudno byłoby nie zamknąć uczu słysząc delikatny głos Jareda. Wyobraziłam sobie wodospad. Stałam w wodzie zupełnie naga opierając się o skałę. Biegałam dookoła niego. Czułam się wolna. Byłam aniołem i wzniosłam się ponad wodospad. "I will sing the whole way down..."
Autobus zatrzymał się przy McDonald'zie. Musiałam coś zjeść i kupić na prawie czterogodzinną podróż pociągiem. Weszłam przez duże, szklane drzwi i podeszłam do studentki stojącej za ladą.
-poproszę trzy hamburgry. 
    Nic więcej mi chyba nie potrzeba. Niestety trzeba. Jedząc pierwszego hamburgera poczułam niezłomną chęć wypicia coli. Zabrałam swoje walizki i poszłam do pierwszego lepszego sklepu spożywczego. Stanęłam przy półkach z pieczywem. Wzięłam bułkę i garść zupek chińskich z lady na przeciwko. Nie byłam ich jakimś wielkim fanem, jednak mimo wszystko byłam zbyt leniwa by robić sobie jedzenie w akademiku. Przy kasie stały dwulitrowe butelki z colą. Wzięłam jedną. Wyszłam ze sklepu i powoli w rytmie muzyki, która dopływała do moich uszu, poruszałam się w kierunku pociągu. Usiadłam w przedziale z jakimś ciemnowłosym chłopakaiem. Wyjęłam książkę i zaczęłam czytać, gdy pociąg ruszył. W uszach wciąż słyszałam niebiański głos Jareda. Zamiast czytać i skupiać się na słowach zapisanych na kartce, myślałam o babci. Była ona jedyną osobą którą miałam. To ona wyskoczyła z pomysłem akademika. Nalegała bym wyjechała. Przez jakiś czas zastanawiałam się nawet czy jestem dla niej ciężarem. Tęsknię za nią, mimo że dopiero godzinę temu się żegnałyśmy. Wynużyłam głowę spod książki. Jeszcze raz spojrzałam na chłopaka siedzącego na przeciwko mnie. Spod turkusowego fullcapa wyłoniła się para durzych niebieskich oczu. Chłopak odłożył laptopa, na którym coś pisał i wstał.
-jestem Krystian- chłopak podał mi dłoń. Czy tylko ja nigdy nie lubię tego robić? Moje ręce się dość szybko pocą przez co nieprzyjemnie jest podać dłoń chłopakowi. Spojrzałam na niego po raz kolejny. Pamiętałam skądś tą twarz. Ciemne, gęste włosy były zadbane. Plus dla tego chłopaka, bo większość mężczyzn ma przetłuszczone i nieuczesane. Krystian miał je nawet ułożone tak dokładnie, że pomyliłabym go zapewne z jakąś gwiazdą muzyki pop. Miał grzywkę co równierz bardzo ceniłam u chłopaków. Jego twarz była jak dziecka z podstawówki. Pryszcze nie polubiły chyba jego skóry. Miał równierz bardzo delikatne rysy twarzy. Uśmiechnął się do mnie, odsłaniając białe, proste zęby i ukazując dołeczki.
-Tosia- przrzedstawiłam się i uśmiechnęłam do chłopaka. Powinien uszanować to, że nie podałam mu ręki. Tak też zrobił. Usiadł na swoim miejscu. Założyłam słuchawki i spojrzałam w okno. Przeminęło kilkadziesiąt piosenek. Potem zasnęłam. 
-Hej! Wstawaj... Dokąd jedziesz?!
Od razu otworzyłam oczy. Na tablicy zobaczyłam nazwę miasta, w którym znajdował się akademik. Wzięłam walizki i poszłam bez słowa.
-Daj je- rzucił Krystian i złapał za uchwyt moich bagarzy, mimo że sam miał ich dużo. 
-Gdzie jedziesz?- spytałam i sama zdziwiłam się tonem mojego głosu. Był stanowczy i z pewnością Krystian mógł wziąć mnie za jakąś ciekawską i zadziorną dziewczynę. Choć co mi szkodziło. I tak już się nie spotkamy. 
-Do szkoły. Liceum humanistyczne.
Coo?! Czyżby to samo co ja? Nie, nie, nie. Przecież to Żeńskie Liceum Humanistyczne. Naprawdę wątpię w to, żeby Krystian był kobietą. Sama myśl o tym wykrzywia moje usta w kształt podkowy.
-Jest tu męska szkoła humanistyczna?- spytałam ciszej.
-Tak. Niedawno ją zbudowali. Jest przyłączona do żeńskiej- powiedział. Ojej. A jednak będziemy się widywać... 
-Ja idę do żeńskiej...-poinformowałam go niepewnie. Chłopak uśmiechnął się uroczo i odgarnął włosy na bok. Założyłam słuchawki, ale nie włączyłam muzyki. Patrzyłam się na nieznajomego, któremu powierzyłam swój bagarz. Był mojego wzrostu. Wyglądał jak  Kubuś Puchatek, któremu znudził się miodek i schudł. Weszłam wraz z nim do taksówki, którą przywołał jednym machnięciem ręki. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Było tam pięknie.
...................................................
Posty będą dodawane w soboty i piątki. Carmen mnie wystawiła. Najpierw zgodziła się na rozwinięcie tekstu, a potem powiedziała, że to moja opowieść. Wynikło z tego to, że mój bias ma lepszy mikser od mojego. Nieważne.. 
Jak idą wam święta? Mi fatalnie. Rodzice bez przerwy krzyczą. Mama zbiła szybę w łazience i nas obwiniała (mnie i siostrę), a tata myśli że tylko on ciężko pracuje (jeżeli leżenie w wyrku to ciężka praca...)  Mimo wszystko, Szalonego jaja!  Trzymajcie się tam! :)