Obudził mnie dzwonek komórki.
-Wyłącz to!- Krzyczała moja współlokatorka. Sięgnęłam moją komórkę i zawahałam się. Jakiś nieznany numer dzwonił do mnie... Odebrałam.
-Przykro nam, ale musimy powiadomić panią o...- Nie słyszałam dalszych słów mężczyzny. "BABCIA NIE ŻYJE" te słowa obiły się tysiąc razy o moje uszy. Obijały i nie dotarły do nich. Wszystko było takie głuche i ciemnie.
Jak to? Ona? Kobieta energiczna i szalona? Ta która była odważniejsza i ciekawsza ode mnie? Moja babcia? Jedyna osoba z którą spędziłam szesnaście lat życia? Osoba, która co wieczór robiła mi trzydzieści warkoczyków wiązanych na gumki recepturki. Mówiła, że dzięki temu będę miała śliczne włosy. Babcia, która pomagała mi zawsze w pieczeniu ciasta i zawsze, nawet gdy wyszedł zakalec, mówiła, że to najwspanialsze ciasto na świecie.
To ona mnie zainspirowała. To dzięki niej teraz rysuję. Wydawała wszystkie oszczędności na moje farby, pędzle i kredki. Codziennie mówiła że mnie kocha. Nigdy jej nie odpowiedziałam. Wierzyłam, że po jakimś czasie wszystkiego się wyprze, tak jak tata. Nigdy na mnie nie krzyczała, nigdy mnie nie uderzyła. Zawsze mnie kochała. Ja mimo wszystko nie potrafiłam. Jak mogłam być taka głupia. Robiła dla mnie wszystko, ale cały czas bałam się, że postąpi jak ojciec. Babciu! Kocham cię! Słyszysz?! Kocham cię... Przepraszam, że już tego nie usłyszysz...
-Idź spać!- Krzyknęła moja współlokatorka. Nie było jej na łóżku. Była w salonie. Nie mogłam przestać płakać. Mój szloch zaczął być coraz głośniejszy, mimo że zasłaniałam usta i nos dłońmi. Chciałam krzyczeć. Chciałam się wykrzyczeć!!! Moje dłonie powędrowały na czubek głowy. Chwyciłam za nie i pociągnęłam z całej siły. Dusiłam się. Zwinęłam się w kłębek, cały czas rwąc swoje włosy. Serce szybciej mi biło. Moje ciało zaczęło drgać, a twarz drętwieć. Poczułam chłód na nosie i polikach. Moja babcia... Nagle jakaś ciepła ręka dotknęła mojego ramienia. Nic nie mówiłam, nie zmieniłam pozycji. Nie mogłam.
-Już dobrze, Mała... Cii...- usłyszałam łagodny głos mojej współlokatorki. Była tu. Ktoś ze mną był. Powoli rozluźniłam ręce i dotknęłam nimi zdrętwiałe poliki. Miałam za bardzo rozmyty obraz, by ją zobaczyć. Zaczęłam znowu łkać, a z moich oczu popłynęły łzy. Dziewczyna powoli podniosła mnie za ramiona i usiadła, pozwalając, by moja głowa leżała na jej kolanach. Zaczęła głaskać mnie jak kota.
-Comon look in to the expense and bring..- zaczęła śpiewać piosenkę Fismoll'a. Byłam jej wdzięczna. Moje mięśnie zaczęły się pomału rozkurczać. -Uuuu... And I hope so where you..
Przestałam się trząść. Spojrzałam jej w oczy. Ona też...płakała? Pomału wstałam i usiadłam na łóżku. Kciukiem przetarłam jej ciepłe łzy.
-Ty też nie płacz...- powiedziałam cicho. Chciałam jej podziękować, przytulić... Nie potrafiłam. Odpowiedziała mi uśmiechem i wyszła z sypialni. Nie poszłam za nią. Spojrzałam na komórkę. Na jej wyświetlaczu ukazał się zegar. Wskazywał na siódmą. Za godzinę były zajęcia. Zawsze byłam w szkole. Dzisiaj też będę mimo wszystko. Poradzę sobie.
Ubrałam się i umalowałam. Z półeczki przy moim łóżku wzięłam gumę do żucia. Nie miałam ochoty, by cokolwiek zjeść, ani wypić. Wzięłam torbę z książkami i wyszłam. Cudem dostałam się na swoje pierwsze zajęcia. Były one męczące jak i reszta. Przez cały ten czas rozbierali mnie wzrokiem nieznajomi mężczyźni. Czy naprawdę tylko na to zasługiwałam? Szybko pobiegłam do akademika. Nikogo tam nie było. Poszłam do sypialni i sięgnęłam walizki. Włożyłam swetry i spodnie do szafy, koło ubrań współlokatorki. Spódniczki i suknie zawiesiłam na wieszaku obok jej bluz. Bieliznę wrzuciłam do pudełka przeznaczonego na nie. Zamknęłam szafę i poszłam do łazienki. Była czarno-biała. Na zlewie położyłam kosmetyczkę i umyłam ręce. Poszłam znowu do sypialni i wygrzebałam z dna walizki, blok rysunkowy i przybory plastyczne. Rzuciłam je na moje biurko i ułożyłam. Portrety zostawiłam w walizce i zaniosłam do schowka znajdującego się obok sypialni. Usiadłam przy biurku. Kark i plecy bolały mnie niemiłosiernie. Oparłam się o krzesło i chwyciłam ołówek HB.
Chciałam się uspokoić. Jedynym rozwiązaniem było rysowanie. Zrobiłam szkic polany, wierzby i ławki. Drzwi od sypialni otworzyły się. Dziewczyna spojrzała na mnie przez ułamek sekundy i położyła się do łóżka.
-Obudź mnie za dwadzieścia minut. Pojedziemy do budowlanego. Ucieszyłam się. A kto by tego nie zrobił? Po dwudziestu minutach wstałam z nad biurka i podeszłam do łóżka współlokatorki.
-Hej! - Zawołałam. Nie mogłam jaj nazwać po imieniu. Nie znałam go...-Gosia! Wstawaj!
-Nie jestem Gosia...- Mruknęła dziewczyna.
- A jak masz na imie?
Dziewczyna zerwała się z łóżka i stanęła przy mnie podając dłoń.
-Wika. Miło mi.
No tak... Jak myślicie, podam jej dłoń? Nie zrobiłam tego. Ale ona była dziewczyną. Chciałam ją przytulić i podziękować.
-Tosia. Dziękuję za dzisiaj.-Powiedziałam i objęłam ją delikatnie. Wika nie odwzajemniła tego, więc szybko się od niej odsunęłam.
-Jedziemy?- Spytał ktoś zza mojego ramienia. Była to ta sama blondynka, którą pomyliłam z Wiktorią. Uśmiechnęła się do mnie i złapała mnie i Wikę za rękę. Wyprowadziła nas z pokoju i zatrzasnęła drzwi. Na środku drogi zatrzymała się, a my omal w nią nie wpadłyśmy.
-Ala.
-Hmm...? Aaa... Jezu... Tosia.-przedstawiłam się. Było mi wszystko jedno do tego momentu. Dziewczyny zaśmiały się, a ja wraz z nimi. Pierwszy raz wybuchłam nieposkromionym śmiechem.
- No więc Hmm A Jezu Tosia. Jaki chcesz mieć pokój? - spytała Alicja.
-To chyba też zależy od Wiktorii...-Jęknęłam.
-Ja chcę taki, by wyglądał czysto i przejrzyście. - Powiedziała Wiktoria.
-Bo wystarczająco ciemno masz w mózgu?- Zaśmiała się blondynka, a wraz z nią, moja współlokatorka.
-Mi wystarczy że będzie elegancki.-jęknęłam cicho.
-Biała, beżowa, szara, miętowa, jasno-różowa, czy fiołkowa farba?
-Mięta.
-Jasny-róż.- Powiedziałyśmy w tym samym czasie. Chciałam się poprawić, że lepsza jest miętowa farba, ale...
-Ooo... Jak fajnie! Zmieszamy kolory! - Krzyknęła widocznie uradowana blondynka. Chwyciła za dwa pojemniki firmy Magnat i odłożyła je do wózka.
-Sypialnia załatwiona, przynajmniej na razie. Jaką chcecie kuchnię?
-Nowoczesną...- Jęknęła Wika.
-To może granatowy?- Spytałam niepewnie.
-Ooo...- Wiktoria uśmiechnęła się do mnie i granatowy pojemnik z farbą znalazł się w wózku.
-Łazienka. -Powinna być niebieska- jęknęłam.
-Powinna- podkreśliła Wika.- ale co byś powiedziała na fioletowy?
-Pasuje mi- uśmiechnęłam się do dziewczyny, która próbowała zdjąć z górnej półki pojemnik. Była ode mnie niższa, więc jej pomogłam. Stanęłam przy niej i chwyciłam za pojemnik. Wika zdrętwiała. Zdążyłam odłożyć kolejne pudło z farbą i odwrócić się do niej. Całkowicie sparaliżowana spojrzała na mnie i po chwili uśmiechnęła się. To było dosyć... dziwne.
...
Nie jestem pewna, czy jutro będzie post.
Jeżeli już, to połowa.
Nie mam jeszcze całości, a w tą środę mamy test gimnazjalny. (Ja i Carmen)
Powodzenia wszystkim, którzy piszą razem z nami :)
Dzisiaj zaczęłam się martwić jeszcze balem.
Jest dwóch chłopaków,od których chcę zostać zaproszona.
Pewnie jak zwykle wyjdzie, że jakiś "muł" mnie zaprosi, nawet jeśli jednemu się podobam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz