sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 1 cz. 2

-Babciu, poradzę sobie. Nie musisz się martwić. Będę cię odwiedzać.
-Trzymaj się Tosia i ucz się pilnie.
    Przyjechał mój autobus. Usiadłam na samym tyle. Położyłam walizkę, założyłam słuchawki i spojrzałam w okno. 
"Save me, save me ohh.. save me again ..." Trudno byłoby nie zamknąć uczu słysząc delikatny głos Jareda. Wyobraziłam sobie wodospad. Stałam w wodzie zupełnie naga opierając się o skałę. Biegałam dookoła niego. Czułam się wolna. Byłam aniołem i wzniosłam się ponad wodospad. "I will sing the whole way down..."
Autobus zatrzymał się przy McDonald'zie. Musiałam coś zjeść i kupić na prawie czterogodzinną podróż pociągiem. Weszłam przez duże, szklane drzwi i podeszłam do studentki stojącej za ladą.
-poproszę trzy hamburgry. 
    Nic więcej mi chyba nie potrzeba. Niestety trzeba. Jedząc pierwszego hamburgera poczułam niezłomną chęć wypicia coli. Zabrałam swoje walizki i poszłam do pierwszego lepszego sklepu spożywczego. Stanęłam przy półkach z pieczywem. Wzięłam bułkę i garść zupek chińskich z lady na przeciwko. Nie byłam ich jakimś wielkim fanem, jednak mimo wszystko byłam zbyt leniwa by robić sobie jedzenie w akademiku. Przy kasie stały dwulitrowe butelki z colą. Wzięłam jedną. Wyszłam ze sklepu i powoli w rytmie muzyki, która dopływała do moich uszu, poruszałam się w kierunku pociągu. Usiadłam w przedziale z jakimś ciemnowłosym chłopakaiem. Wyjęłam książkę i zaczęłam czytać, gdy pociąg ruszył. W uszach wciąż słyszałam niebiański głos Jareda. Zamiast czytać i skupiać się na słowach zapisanych na kartce, myślałam o babci. Była ona jedyną osobą którą miałam. To ona wyskoczyła z pomysłem akademika. Nalegała bym wyjechała. Przez jakiś czas zastanawiałam się nawet czy jestem dla niej ciężarem. Tęsknię za nią, mimo że dopiero godzinę temu się żegnałyśmy. Wynużyłam głowę spod książki. Jeszcze raz spojrzałam na chłopaka siedzącego na przeciwko mnie. Spod turkusowego fullcapa wyłoniła się para durzych niebieskich oczu. Chłopak odłożył laptopa, na którym coś pisał i wstał.
-jestem Krystian- chłopak podał mi dłoń. Czy tylko ja nigdy nie lubię tego robić? Moje ręce się dość szybko pocą przez co nieprzyjemnie jest podać dłoń chłopakowi. Spojrzałam na niego po raz kolejny. Pamiętałam skądś tą twarz. Ciemne, gęste włosy były zadbane. Plus dla tego chłopaka, bo większość mężczyzn ma przetłuszczone i nieuczesane. Krystian miał je nawet ułożone tak dokładnie, że pomyliłabym go zapewne z jakąś gwiazdą muzyki pop. Miał grzywkę co równierz bardzo ceniłam u chłopaków. Jego twarz była jak dziecka z podstawówki. Pryszcze nie polubiły chyba jego skóry. Miał równierz bardzo delikatne rysy twarzy. Uśmiechnął się do mnie, odsłaniając białe, proste zęby i ukazując dołeczki.
-Tosia- przrzedstawiłam się i uśmiechnęłam do chłopaka. Powinien uszanować to, że nie podałam mu ręki. Tak też zrobił. Usiadł na swoim miejscu. Założyłam słuchawki i spojrzałam w okno. Przeminęło kilkadziesiąt piosenek. Potem zasnęłam. 
-Hej! Wstawaj... Dokąd jedziesz?!
Od razu otworzyłam oczy. Na tablicy zobaczyłam nazwę miasta, w którym znajdował się akademik. Wzięłam walizki i poszłam bez słowa.
-Daj je- rzucił Krystian i złapał za uchwyt moich bagarzy, mimo że sam miał ich dużo. 
-Gdzie jedziesz?- spytałam i sama zdziwiłam się tonem mojego głosu. Był stanowczy i z pewnością Krystian mógł wziąć mnie za jakąś ciekawską i zadziorną dziewczynę. Choć co mi szkodziło. I tak już się nie spotkamy. 
-Do szkoły. Liceum humanistyczne.
Coo?! Czyżby to samo co ja? Nie, nie, nie. Przecież to Żeńskie Liceum Humanistyczne. Naprawdę wątpię w to, żeby Krystian był kobietą. Sama myśl o tym wykrzywia moje usta w kształt podkowy.
-Jest tu męska szkoła humanistyczna?- spytałam ciszej.
-Tak. Niedawno ją zbudowali. Jest przyłączona do żeńskiej- powiedział. Ojej. A jednak będziemy się widywać... 
-Ja idę do żeńskiej...-poinformowałam go niepewnie. Chłopak uśmiechnął się uroczo i odgarnął włosy na bok. Założyłam słuchawki, ale nie włączyłam muzyki. Patrzyłam się na nieznajomego, któremu powierzyłam swój bagarz. Był mojego wzrostu. Wyglądał jak  Kubuś Puchatek, któremu znudził się miodek i schudł. Weszłam wraz z nim do taksówki, którą przywołał jednym machnięciem ręki. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Było tam pięknie.
...................................................
Posty będą dodawane w soboty i piątki. Carmen mnie wystawiła. Najpierw zgodziła się na rozwinięcie tekstu, a potem powiedziała, że to moja opowieść. Wynikło z tego to, że mój bias ma lepszy mikser od mojego. Nieważne.. 
Jak idą wam święta? Mi fatalnie. Rodzice bez przerwy krzyczą. Mama zbiła szybę w łazience i nas obwiniała (mnie i siostrę), a tata myśli że tylko on ciężko pracuje (jeżeli leżenie w wyrku to ciężka praca...)  Mimo wszystko, Szalonego jaja!  Trzymajcie się tam! :)

1 komentarz:

  1. Yay... Dziękuję Tobie :) podniosłaś mnie na duchu. Dam z siebie wszystko! :D

    OdpowiedzUsuń